Dobiega końca konkurs fotograficzny „Uroki Lubszy”, organizowany przy okazji obchodów 700-lecia sołectwa. Poniżej publikujemy kolejną rozmowę z cyklu „Ludzie”, tym razem z panem Edwardem Morcinkiem, jednym z członków jury konkursowego, a zarazem „fotokronikarzem” Lubszy i wieloletnim nauczycielem tutejszej szkoły.
Często był Pan pytany o ewentualne pokrewieństwo z Gustawem Morcinkiem?
Rzadko, kilka razy. Nie jestem z nim spokrewniony. Nazwisko Morcinek jest dość popularne w Polsce i świecie. W Woźnikach jest kilka rodzin o tym nazwisku, z którymi nie jestem blisko spokrewniony.
Od ilu lat pracuje Pan w Szkole Podstawowej w Lubszy jako nauczyciel?
Ponad 31 lat. Zacząłem 1 września 1983 roku, dokładnie w dniu katastrofy lotu Korean Air 007.
Czyli już dłużej niż Józef Lompa… Całe Pana życie zawodowe związane było z Lubszą, czy też pracował Pan w innych szkołach?
Pracowałem rok w SP Woźniki w roku szkolnym 1999/2000, ucząc matematyki w dwóch klasach piątych. Oprócz tego pracowałem szereg lat w małym własnym gospodarstwie rolnym odziedziczonym po rodzicach, bardziej dla przyjemności kontaktu z naturą i szacunku dla ziemi niż dla dochodu.
Czy słusznie podejrzewam, że jest Pan najbardziej zaawansowany stażem wśród całej kadry nauczycielskiej? Czyli zna Pan szkołę od podszewki i niejedno widział…
Zacząłem pracować, gdy dyrektorem szkoły był mgr Edmund Hanke i miałem przyjemność pracować z już nieżyjącymi nauczycielkami Marią Huras i Marią Ogaza.
Było mi miło wtedy współpracować z jedynymi mężczyznami w zawodzie, panami Janem Żabickim i Marianem Chojnackim oraz paniami Anielą Klytą, Heleną Oleksik i Anną Arendarską. Przy szkole, tam gdzie obecnie jest boisko do siatkówki, stał jeszcze stary budynek gospodarczy, a za nim (czyli tam, gdzie teraz mamy duże boisko) w wysokich trawach – drzewa i krzaki .
Szkoła nie wyglądała tak kolorowo i nowocześnie jak obecnie, nie było też tylu ciekawych pomocy naukowych i wyposażenie było skromniejsze. Była to szkoła ośmioklasowa, a najstarsze klasy miały organizowane biwaki. Pamiętam pierwszy biwak nad Widawą i następne, w Czarnym Lesie.
W szkole uczniowie uczyli się chemii, fizyki, geografii, języka rosyjskiego; w sali nr 3 były szafy z odczynnikami i pomocami. W 1985 roku szkoła zakupiła pierwszy mikrokomputer ZX 81, później był Atari 800XL. Były one wykorzystywane przez uczniów na lekcjach i kółkach komputerowych. Co ciekawe, programy komputerowe były zapisywane na taśmach magnetofonowych, nie było jeszcze Internetu, a programy nagrywało się z radia w trakcie audycji Radiokomputer. W ciągu tych lat ciągle były jakieś reformy i zmiany w oświacie, zmieniali się ministrowie, a nasza szkoła trwała na swoim miejscu.
Marzył Pan o byciu nauczycielem czy tak się życie potoczyło?
Chociaż ukończyłem studia techniczne na Politechnice Śląskiej, to nie zdecydowałem się na pracę w ukończonym kierunku, ponieważ w tych czasach nie było w miarę niedaleko zakładu, który by mi zapewnił realizację moich aspiracji oraz kontaktu z ludźmi.
Przekazywanie wiedzy i wychowywanie młodego pokolenia było jednym z tych działań, które planowałem po studiach i co wykiełkowało, gdy sam byłem uczniem szkoły podstawowej. Moją domeną były zawsze nauki ścisłe, ale zainteresowania dotyczą również nauk humanistycznych, zwłaszcza historii, sztuki i historii sztuki. Gdziekolwiek jestem, jak to jest możliwe, staram się uczestniczyć we wszelakich wydarzeniach, zajrzeć do każdego muzeum i galerii. Niestety nasze życie jest za krótkie, aby wszystkiego przynajmniej dotknąć, chociaż wzrokiem.
Już podczas pracy w szkole zdobywałem i podnosiłem swoje kwalifikacje, kończąc studium pedagogiczne oraz studia podyplomowe.
Jeśli nie nauczycielem, to kim chciał Pan początkowo zostać?
Najpierw jako dziecko chciałem być kosmonautą. To podczas mojej nauki w szkole podstawowej w 1969 roku pierwszy człowiek stanął na Księżycu, co oglądałem w telewizji u sąsiadki. Potem pasjonowałem się archeologią, astronomią, elektroniką – ogólnie byłem i jestem ciekaw świata.
Jakich przedmiotów uczył Pan przez te wszystkie lata i ile klas miał Pan pod swoją opieką jako wychowawca?
Głównym nauczanym przedmiotem była matematyka, fizyka, informatyka, technika. Obecnie są to zajęcia techniczne i zajęcia komputerowe, ale zdarzało mi się w zastępstwie uczyć każdego przedmiotu, łącznie z zajęciami z przedszkolakami. Oglądając zdjęcia doliczyłem się siedmiu klas, których byłem wychowawcą.
Który z wykładanych w szkole przedmiotów jest najbliższy Pana osobistym zainteresowaniom?
Zawsze ciągnęło mnie do informatyki, ale lubię też fizykę i matematykę.
Jakie największe różnice Pan dostrzega porównując uczniów sprzed np. 20-30 lat i obecnych?
Obecnie są bardziej rozwinięci fizycznie i intelektualnie, są też bardziej otwarci i śmiali w wyrażaniu swoich poglądów i opinii.
Jak się uczy informatyki w czasach, gdy dzieci od przedszkola mają styczność z komputerem, internetem, grami? Czy jest to dla nauczyciela większe wyzwanie?
Dla mnie jest to ułatwienie, dzieciakom z doświadczeniami jest łatwiej działać, poprzez działanie nabywają nowe umiejętności. Trzeba jednak te umiejętności systematyzować i korygować, ucząc właściwego korzystania z tych narzędzi i pamiętając o zagrożeniach jakie niosą.
Jest Pan nie tylko najdłużej pracującym nauczycielem, ale także jedynym aktualnie mężczyzną w gronie nauczycielskim SP Lubsza. Czy ma Pan wrażenie, że uczniowie czują przed Panem większy respekt z tego powodu?
Myślę, że jest trochę tak jak w domu, inne nastawienie i oczekiwania mają dzieci w stosunku do ojca, a inne do matki, powinny się te funkcje przez nich pełnione uzupełniać. Podobnie jest w szkole. Dzieci poza tym będą działać, sprawdzać i próbować przekraczać różne bariery i granice; zadaniem dorosłych jest ukierunkowywanie tych działań, czuwanie i rozmawianie z nimi, aby się rozwijały, a nie zrobiły sobie lub innym szkody lub przykrości.
Oprócz przedmiotów szkolnych przygotowuje Pan uczniów do egzaminu na kartę rowerową. Od jak dawna się Pan tym zajmuje? Rower to Pańska pasja?
Lubię jeździć na rowerze od dzieciństwa. To doskonała forma relaksu, zapewnia dobry kontakt z naturą, dobra dla zdrowia. Jeżdżę kilka razy w tygodniu, również w zimie. Czasem rower wrzucam do samochodu, aby pojeździć np. po Jurze lub wypożyczam, gdy jestem dalej od domu. W całkiem nowym terenie lub lesie dobrze się jeździ z GPSem.
Do zdobywania Karty Rowerowej przygotowuję uczniów chyba od 2007 roku.
Co Pan sądzi o jeżdżeniu przez uczniów na skuterach? Jakie trzeba mieć do tego uprawnienia?
Dobrze jakby dla własnego i drugich bezpieczeństwa jeździli ostrożnie, przestrzegając zasad Kodeksu Drogowego. Stan prawny obecnie jest następujący:
-osoby, które przed 19 stycznia 2013 r. ukończyły 18 lat, nie muszą mieć uprawnień do jazdy skuterem, wystarczy im po prostu dowód osobisty
-osoby, które przed 19 stycznia 2013 r. posiadały kartę motorowerową, zachowują swoje uprawnienia do ukończenia 18. roku życia. Później kartę motorowerową trzeba wymienić na prawo jazdy kategorii AM.
Jeżeli ktoś chce zrobić teraz prawo jazdy AM, to musi mieć skończone 14 lat, musi posiadać orzeczenie lekarskie o braku przeciwwskazań do kierowania pojazdami, odbyć kurs w ośrodku nauki jazdy, posiadać zgodę rodzica lub opiekuna oraz oczywiście zdać państwowy egzamin końcowy.
Dla młodzieży z zacięciem sportowym brakuje niestety w pobliżu torów treningowych i wyścigowych, gdzie młodzież mogłaby się uczyć i wyżyć. Najbliższy jest chyba w Wyrazowie k. Częstochowy, prowadzony przez Automobilklub Częstochowski.
Czy może Pan polecić jakieś interesujące i bezpieczne trasy rowerowe w okolicy Lubszy?
W samej Lubszy miło i bezpiecznie się jeździ po wszelkich drogach polnych (na wschód od Lubszy). Drogami polnymi możemy się też dostać do okolicznych miejscowości, kto trochę pojeździ, sam odkryje do nich drogę. Osobiście też jeżdżę po wszelkich leśnych drogach, a z oficjalnych i znakowanych polecam trasę Leśna Rajza. Można też wybrać jej fragment w sąsiednich miejscowościach i przerzucić się najpierw samochodem z przyczepką na rowery w wybraną okolicę. Jeździłem też ze znajomymi busem, do którego pakowało się kilka rowerów i prowiant.
Jest Pan z pewnością człowiekiem wielu pasji. Zauważyłam, że śledzi Pan loty samolotów pasażerskich? Czy dotyczy to tylko lotów z Comeniusa, czy też jest to kolejne Pana hobby?
Zwykle przed i po mojej podróży do innych krajów analizuję trasę lotu, a później robię zdjęcia z samolotu. Lubię też wiedzieć jaki samolot przelatuje mi nad podwórkiem. Samoloty poruszają się po ściśle określonych drogach lotniczych, szczegółowe informacje są dostępne w Internecie.
Porozmawiajmy o Pana zamiłowaniu do fotografii. W trakcie przygotowań do powstania strony www.lubsza.org, natknęłam się w internecie na wiele Pańskich zdjęć. Prezentuje je Pan w galeriach na własnej stronie internetowej www.edmor.cba.pl oraz stronie szkoły www.splubsza.eu. Przyznam, że jestem zachwycona zarówno jakością zdjęć, jak i ich różnorodnością. Albumy z egzotycznych miejsc jak Maroko, Turcja czy Indie, przeplatają się ze swojską Górą Biadacz, Lubszą czy Woźnikami. Są niesamowite zdjęcia gór w Południowym Tyrolu i miast, takich jak Praga czy Lizbona. Wszystko to Pana autorstwa?
Tak. Zawsze przy sobie mam aparat podczas podróży starając się utrwalić chwile ulotne w pięknych miejscach.
Przy okazji ujawnia się kolejna pasja – podróże i dobrze zgaduję, że również góry?
Lubię zarówno sporty zimowe, jak i górskie wędrówki w różnych porach roku, a w trakcie – obserwację fauny, flory, minerałów i zjawisk atmosferycznych. Udało mi się w tym roku być w lipcu na trekingach w górach Kirgistanu i Chin, ale i później w Tatrach – w Polsce i Słowacji – a skałki na Jurze mam na wyciągnięcie ręki w weekendy.
Ale wróćmy do zdjęć. Pamięta Pan swój pierwszy aparat i kolejne? Pierwsze kroki w fotografii? Kiedy to było?
Fotografować zacząłem w latach 70. zeszłego wieku wykorzystując aparat Synchro Druch, w latach 80. był to Zenit TTL, który, niestety, po trudach dnia zostawiłem gdzieś przy Jeziorach Plitwickich razem ze zdjęciami.
W 2005 roku kupiłem mój pierwszy cyfrowy aparat Nikon 5600 i zdjęć zaczęło przybywać lawinowo.
Kiedykolwiek uczył się Pan profesjonalnej fotografii, np. na kursach czy też jest Pan samoukiem?
Nie, czytam książki, fora i oglądam galerie internetowe, wystawy, spotykam się i rozmawiam z ludźmi.
Czy w czasach „przedcyfrowych” również Pan dużo fotografował? Jeśli tak, to jak było z wywoływaniem zdjęć? Oddawał Pan do zakładu fot. czy sam wywoływał w domowej ciemni i wykonywał odbitki?
Zdjęć się wtedy robiło niewiele, a na własnoręczne wywoływanie, chociaż miałem takie zamiary, nie starczało mi czasu.
Od kiedy fotografuje Pan na taką skalę?
Dopiero aparaty cyfrowe umożliwiły mi robienie większej ilości zdjęć, czyli od 2005 roku. Kiedyś brało się trzy rolki filmu po 36 klatek na wycieczkę i wydawało się człowiekowi, że to jest dużo!
Jaki jest u Pana proces wykonywania zdjęcia: czy „cyka” Pan dużo zdjęć i potem z bólem je selekcjonuje czy też precyzyjnie i długo dobiera Pan odpowiednie ujęcie, przygotowuje się i dopiero wtedy robi Pan zdjęcie raz a dobrze?
Zwykle, zwłaszcza jak jestem gdzieś tylko przelotnie, robię dużo zdjęć, przy różnych parametrach, różnie kadrując i wtedy wybieram najciekawsze, przeglądając na komputerze. Natomiast jeżeli mam więcej czasu do dyspozycji w danej okolicy, to wybieram odpowiednie miejsce i porę dnia. Staram się wtedy robić zdjęcia podczas tzw. „złotej godziny”, czyli w okolicy wschodu lub zachodu słońca, co zapewnia specyficzne ciepłe oświetlenie.
Dużo ze swoich zdjęć Pan drukuje i posiada w wersji papierowej, czy też raczej wszystkie zostawia w formie elektronicznej?
Mam wydrukowaną część najlepszych zdjęć, zamierzam wydrukować też niektóre w dużym formacie.
Jaka tematyka zdjęć najbardziej Pana interesuje jako fotografa? Krajobrazy, przyroda, drzewa, ludzie, a może reportaże?
Właśnie w tej kolejności: krajobrazy, przyroda, ludzie, reportaże. Lubię też wchodzić w interakcje z ludźmi i łapać ich emocje.
A jakie miejsca w okolicy Lubszy uważa Pan za szczególnie interesujące do fotografowania?
Myślę, że każde miejsce jest dobre, czasem wystarczy poczekać na odpowiedni moment, światło, osobę; poza tym ważny też jest refleks.
Czy umiałby Pan wśród swoich zdjęć wskazać jedno lub kilka Pana zdaniem najlepszych albo po prostu ulubionych?
Jest mi trudno w tym momencie to określić, musiałbym na wybranie poświęcić więcej czasu, nie robiłem tego dotychczas. Postaram się jednak coś wybrać. Cenne są zdjęcia ukazujące chwile ulotne, ciekawie oświetlone. (wybrane zdjęcia znajdują się po artykułem – przyp. red.)
Ma Pan swoich ulubionych fotografów, mistrzów?
Bardzo lubię zdjęcia Janusza Wańczyka z Nowego Sącza, cenię też i paru innych fotografów publikujących w galerii na stronie www.onephoto.net.
Brał Pan kiedyś udział w konkursach fotograficznych albo organizował wystawy swoich zdjęć?
Nie, nie miałem na to czasu, mam w swoich planach w przyszłości wystawę. Za to sporo publikuję w Internecie. Występowałem też z pokazem zdjęć i filmów z moich podróży na zaproszenie Klubu Taternictwa Jaskiniowego oraz Domu Kultury.
Zatem z niecierpliwością czekamy na Pańską wystawę, a tymczasem jeszcze raz zachęcamy wszystkich do nadsyłania swych zdjęć na konkurs fotograficzny poświęcony Lubszy (kliknij tutaj po więcej informacji). Serdecznie dziękuję za rozmowę.
(AK)
Zdj. we wstępie pochodzi ze strony http://gedmor.blogspot.com
Linki zamieszczone w odpowiedziach i podpisy pod zdjęciami – Edward Morcinek