„Józef Lompa jeszcze nie raz nas zaskoczy”

Wywiad z historykiem Bernardem Szczechem przeprowadzony w roku 2013 przez Bożenę Zwierzyńską z bytomskiej filii Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej im. Józefa Lompy w Katowicach.

W stupięćdziesięciolecie  śmierci  Józefa  Lompy,  patrona  Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Katowicach, korzystamy z uprzejmości wybitnego znawcy sylwetki i dorobku „szkolnego z Lubszy”…
Bernard Szczech: Józef  Lompa  to  postać bliska  mi  szczególnie.  Było  nie  było, urodziłem  się w  miejscowości,  gdzie  Lompa  spędził  niemal  cały  swój dojrzały żywot, przybył przecież do Lubszy w roku 1819, w wieku ledwie 22 lat i żył tu lat niemal 39. Wśród moich przodków byli tacy, którzy mieli z nim bezpośrednie kontakty i tacy, którzy upamiętniali jego działalność, o  czym  zresztą wspominaliśmy  przy  okazji  poprzedniego  spotkania. Wyrastałem  w  atmosferze  nasyconej  historią. I Lompa  interesuje mnie jako  historyka  –  tu  nadal  jest  mnóstwo  materiału  do zbadania  –  ale zbliżają mnie również ku niemu niektóre własne zainteresowania, m.in. badanie  regionalnych  podań i  legend.  Swoją drogą,  wielka  szkoda, że nie doczekaliśmy się do tej pory z prawdziwego zdarzenia monografii Lompy…

Na początek postawmy nieco przewrotne pytanie. Czy dzisiaj, 150 lat po  śmierci,  Lompa  może  jeszcze  budzić  zainteresowanie  kogoś  poza historykami?
Ależ naturalnie!  To  barwna  postać,  niepotrzebnie  zamieniona w pomnik,  jego  trzeba  odbrązowić.  A  czas  sprzyja.  Zauważmy chociażby,  jak  powszechne  się stało  zainteresowanie  historią lokalną. Akurat  całkiem  niedawno  miałem  odczyt w  Stowarzyszeniu  Ziemi Tarnogórskiej,  w  Tarnowskich  Górach,  na  temat  związków  Józefa Lompy z tym miastem. Zaskoczenie i żywy odzew wzbudziła informacja, że  Lompa  –  zbieracz  pieśni  i  legend,  także  tarnogórskich  –  pozyskał wiele z nich od swego szwagra, zamieszkałego właśnie w tym mieście. A skoro miał w Tarnowskich Górach szwagra, oczywista,  że mieszkała tam i jego siostra. Nikt dziś nie wie, jak miała na imię; oto nowy trop dla kolejnych badaczy. Wiemy natomiast, że ów szwagier, Jan Hergesel, był prawdopodobnie związany z sądownictwem. W jednej z notatek Lompy na  temat  pochodzenia  pewnej  legendy  znajdujemy  jakże  pyszną informację,  że  Hergesel  usłyszał  ją od  więźnia,  którego  eskortował  do więzienia w Koźlu. Najwyraźniej Lompa zaraził policmajstra swoją pasją zbierania folkloru… To  świetna scenka, ludzie lubią takie anegdotyczne rzeczy.

Nasuwa się natychmiast pytanie o związki Lompy z Bytomiem…
To  nigdy  nie  zostało  ujęte  monograficznie,  a  może  szkoda, bo było  tych związków naprawdę sporo. Lompa bywał w Bytomiu wielokrotnie,  tak  prywatnie,  jak  zawodowo.  Przyjeżdżał  tu  np.  na  targi ze zleceniami  swojego  przełożonego,  ks. Szyi,  proboszcza  z  Lubszy; często  zaglądał  do  Bytomia  przy  okazji  różnych  swych  podróży. Najpłodniejszy  jest  okres  Wiosny  Ludów,  kiedy  to  Lompa  związał  się na dobre  i  złe  z  „Dziennikiem  Górnośląskim”,  organem  bytomskiego Narodowego  Klubu,  wydawanym  w  Bytomiu  w  latach  1848-1849.  Był jego  współpracownikiem,  następnie  redaktorem.  W  „Dzienniku” publikował Lompa multum artykułów o różnej tematyce, a także własną twórczość literacką.  Na  łamach  zadebiutował  zresztą tekstem  „Krótka historya górnictwa w okolicy Bytomia”. Nawiasem mówiąc, większość tej publikacji dotyczyła górnictwa w okolicach Tarnowskich Gór, ale kiedyś to była jedna ziemia, powiat bytomski, stąd tytuł Lompy. A Bytom często pojawia się w jego twórczości. Zapalony etnograf, gromadził bytomskie legendy,  podania,  różne  tutejsze  powiastki.  Przykładowo,  jedną z publikowanych w „Dzienniku” cyklicznie „powieści gminnych  śląskich” była historia o utopieniu bytomskich księży. Lompa  współpracował  też z  „czerwonym  farorzem”  z  Bytomia, ks. Józefem  Szafrankiem,  posłem  do  berlińskiego  zgromadzenia narodowego.  Prowadząc  bogatą działalność parapolityczną, uczestniczył  np.  w  powołaniu  bytomskiego  Towarzystwa  Nauczycieli Polaków.  Sam  był  członkiem  całej  masy  różnych  towarzystw,  także naukowych i rolniczych, w tym bytomskiego.

Lompa  był  wszechstronnym  propagatorem  czytelnictwa,  także w Bytomiu.
O  ideach  propagatorskich  świadczy  niemal  cała  jego  twórczość, a także  bardzo  konkretna  działalność,  zakładał  bowiem  biblioteki i czytelnie,  również w  Bytomiu. Wespół  z  głównym  redaktorem „Dziennika  Górnośląskiego”,  Emanuelem  Smółką,  utworzył  w  Bytomiu czytelnię książek  i  czasopism  polskich,  gdzie  można  było  dostać np. poezje  Mickiewicza.  Wśród  udostępnianych  czasopism  było  jedno aż z Paryża  („Demokrata  Polski”).  Lompa  pozyskiwał  dary  i  wzbogacał biblioteki  publikacjami  własnymi.  Śledził  nowości  wydawnicze i propagował  je  na  łamach  „Dziennika…”.  Był  w  Bytomiu współzałożycielem  Towarzystwa  Pracujących  dla  Oświaty  Ludu Górnośląskiego; tu sama nazwa mówi za siebie. Sam posiadał w Lubszy bardzo bogaty księgozbiór; tam również założył czytelnię.

W  opracowanym  przez  Pana,  bardzo  popularnym  wśród  bytomian zbiorze  „Srebrne  miasto,  czyli  bytomskie  legendy  i  podania” odnotowane są również  „zdobycze”  Lompy.  Podobnie  w  „Czarnym  Śląsku”,  pierwszym tomie cyklu „W kręgu górnośląskich podań i legend”.
Oczywiście.  Jest  podanie  o  perłach  świętego  Jacka,  bytności w Bytomiu  Władysława  Łokietka,  piękna  legenda  o  uśpionym  wojsku świętej  Jadwigi.  Potraktowane  tu  krótko  podanie  o  kielichach w mariackim kościele, odnoszące się do historycznego faktu zabójstwa bytomskich  księży,  znajduje  rozbudowane  uzupełnienie  w  osobnym
utworze Lompy. Mam tu na myśli drukowaną w „Gwiazdce Cieszyńskiej” opowieść  „Turcy  w  Górnym  Śląsku”.  Powieść prawdziwa  i  zabawna z drugiej  połowy  XVIII  wieku.  W obszerniejszą fabułę wplótł  tu  Lompa historię o chciwości, zbrodni i karze, swobodnie przetwarzając znany mu materiał  źródłowy,  bo dziełko miało  bawić i  pouczać. W wymienionych wyżej  zbiorach  legend  zamieściłem  jako  dodatek  powiastkę  „Kruszcze srebrne  albo  opis  zamordowania  księży  w  Bytomiu  G.-Śl.  1361  roku”, wydane w Piekarach Śląskich w roku 1900, bez podania nazwisk autora i  tłumacza.  Pierwowzorem  tegoż tekstu  były  „Kruszcze  śrebrne w Bytomiu  górnośląskim  w  wieku  czternastym”,  przetłumaczone z niemieckiego na polski właśnie przez Lompę. „Turcy…”  to  przykład  tworzonej  przez  Lompę popularnej beletrystyki,  gdzie  autor  folgował  swej  wyobraźni.  Ale  jako  badacz  był wielkim  skrupulatem. Warto  tu  wspomnieć,  bo o tym rzadko się mówi, że Lompa był człowiekiem, który skrzętnie zapisywał nie tylko wszelkie wątki  gromadzonych  legend  czy  pieśni,  ale  także  to,  skąd  dokładnie pochodzą i  od kogo  je  usłyszał.  On  zapisywał  źródła! Był  więc  bardzo nowoczesnym  etnografem,  to  od  niego  później  przejęli  tę praktykę Kolberg i kolejni badacze. To dzięki niemu tak dokładnie możemy dziś mówić,  że  w  danej  miejscowości  funkcjonowały  konkretne  obyczaje, śpiewano  konkretne  pieśni,  opowiadano  konkretne  legendy. Wykształcony  muzycznie,  zapisywał  również melodie  gromadzonych pieśni.  Spisywał  przysłowia;  wydał  bardzo  bogaty  zbiór  przysłów i zwrotów  przysłowiowych,  pierwszy  taki  na  Śląsku.  Czegóż on  nie  był prekursorem… Wydał np. pracę z zakresu prehistorii, uważa się go za pierwszego polskiego archeologa na Śląsku.

Uważa się, że to właśnie za zaangażowanie w „Dziennik Górnośląski” Lompa  zapłacił  wysoką  cenę,  zwolniono  go  przecież  z  pracy,  pozbawiono źródeł utrzymania… On sam bezpośrednio obwiniał o to m.in. lubszeckiego proboszcza, księdza Szyję.
Rzeczywiście,  po  Wiośnie  Ludów  konsekwencje  swojej aktywności  Lompa  odczuł  na  własnej  skórze  bardzo  boleśnie. Pozbawiono go posady nauczyciela, pracy organisty, mieszkania, renty. Było  ciężko,  na  szczęście  wielu  mu  pomagało.  Ale  też trzeba powiedzieć,  że  sprawa  jednoznaczna  tak  do  końca  nie  była.  Zrzucić wszystko na wielką politykę to za proste. Lompa, bardzo aktywny, pełen pomysłów  i  ambicji,  do  tego obarczony  coraz  liczniejszą rodziną (miał w sumie osiemnaścioro dzieci), na którą trzeba było zarobić, angażował się w  mnóstwo  zajęć kosztem  swojej  podstawowej  pracy.  Jego bezpośredni  zwierzchnik,  ksiądz  Bartłomiej  Szyja,  odpowiedzialny  za funkcjonowanie  szkoły,  musiał  mieć sporo  problemów  z  często nieobecnym,  zaniedbującym  obowiązki  Lompą;  stąd  jego  skargi  do władz. Spójrzmy na problem czysto technicznie: Lompa, zaangażowany w pismo redaktor w Bytomiu, no kiedy on uczył, jak jego w szkole ciągle nie  było?  Wyprawa  do  Bytomia  jednak  wtedy  trwała…  Badałem lubszeckie kurendy, widać tam, co pisał Lompa, a co inni pisali. I wynika z nich,  że być może Szyja nawet mniej obarczał Lompę pracą, niż jego poprzednicy.  Do  tego  nie  był  Szyja  jakimś małym  człowieczkiem o ciasnych horyzontach: to znający sześć języków elegant, lubiący jazdę konną,  drogie  ubrania,  piwo  i  wino…  Taki  „lubszecki  światowiec”. Oczytany, posiadał ogromną, jak na ówczesne czasy, bibliotekę– blisko 450  woluminów.  Z  których  zresztą większość,  za  pewną gratyfikacją, sprowadzał  mu  właśnie  Lompa.  Ich  konflikt  stopniowo  narastał, wystąpiło  tu  zderzenie  interesów  i  osobowości.  O  ich ambiwalentnej relacji  oraz  różnych  barwnych  ciekawostkach,  przybliżających  epokę, pisałem  szerszej  w  artykule  „Adwersarz  Lompy  –  ksiądz  Bartłomiej Szyja”.  I  nie  z  jednym  Szyją wszedł  Lompa  w  konflikt;  on  z  wieloma księżmi – i nie tylko – „miał na pieńku”.

Trudny charakter?
Trudny.  Zachowała  się interesująca,  w  dużej  mierze  negatywna opinia  o  Lompie,  pokazująca  ten  charakter,  napisana  przez ks. Antoniego  Kłoska,  który  był  nie  tylko  proboszczem,  ale  także dziekanem  lublinieckim  i  inspektorem  szkolnym  na  powiat  lubliniecki. Zacytujmy:  „Życzę Lompie  wszystkiego  dobrego  –  nie  jest  on
człowiekiem  złym,  ale  w  najwyższym  stopniu  upartym.  Dlatego w staraniach  o  posadę w Lubszy  pomóc  mu  nie  mogę.  Gdyby  jednak mimo  wszystko  otrzymał  tę posadę w  Lubszy,  wtedy  nieobliczalne wynikłyby  skutki”.  Kłosek  stwierdza,  że  Lompa  sam  jest  winien  swojej sytuacji,  bowiem  zraził  do  siebie  całą okoliczną społeczność:  stronę kościelną,  „patrona  majątku  ziemskiego”  i  oficjum  powiatu,  nawet kolegów. Także chłopi skarżyli się na niego i nie chcieli posyłać dzieci na  naukę.  Padały  nieraz  poważne  zarzuty,  a  Lompa,  choć zabiegał o dożywotniość posady, nie chciał nawet o nich rozmawiać! Nie ułatwiał więc  sytuacji  swoim  zwierzchnikom.  Kłosek  starał  się być obiektywny, dostrzegał zalety Lompy, ale był zdania,  że predestynowały go one do pracy jako nauczyciela w mieście, nie na wsi. Tutaj, za sprawą Lompy,
nawet  w  kościele  zaprzestano  śpiewania,  bo  choć grał  on  świetnie,  to jednak  pieśni  nikomu  nieznane…  On  urządzał  tym  chłopom  koncerty! Itd. itp. Mimo tego Lompa posadę otrzymał, jednak po latach wszystkie te „grzechy” mu wypomniano.

Ponoć oskarżano go nawet o alkoholizm?
A  o  co  go  nie  oskarżano…  Pewnie  sporo  w  karczmach przesiadywał,  bo  gdzież lepiej  zbierać materiał  etnograficzny?  Ale występował  przeciwko  pijaństwu,  pisał, że  chce  swą twórczością dostarczyć stosownej rozrywki ludowi, który w jej braku pije.

I dostarczał jej?
Dostarczał.  Dbał  o  ciekawe  fabuły,  czerpał  z  różnych  źródeł, adaptował  je  i przetwarzał.  Szukał  materiałów  np.  w archiwach miejskich,  potem  publikował  beletryzowane  historie o  wymyślnych, chwytliwych  tytułach,  np.  „Ofiara  miłości  niewczesnej. Rzecz  wyjęta z osnowy dawnego szląskiego rękopisu. Zdarzenie prawdziwe z r. 1680”. Lompa,  wiejski  nauczyciel,  potrafił  być  partnerem  intelektualnym wielu wybitnych postaci. Trzeci  główny  redaktor  „Dziennika  Górnośląskiego”,  Józef Łepkowski,  to  przecież przyszły  profesor,  a  następnie  rektor Uniwersytetu  Jagiellońskiego.  Lompa  korespondował  też,  w  trzech językach,  z  wieloma  ludźmi  kultury  i  nauki.  Z  profesorami  Jerzym Samuelem  Bandtkie  i  Janem  Ewangelistą Purkyniem,  z  wydawcą Theodorem Oelsnerem, z Józefem Ignacym Kraszewskim…Poza  tym  Lubsza  wcale  nie  była  taką przysłowiową „wiochą, zabitą dechami”.  Wysoko  wykształcony  proboszcz,  ks.  Szyja,  sam publikował, może za sprawą Lompy. W Piasku znowuż był pastor, który wydał  książeczkę z  opisaniem  Śląska.  W  okolicy  miał  Lompa  kolegę, Jerzego Kaudera, także zbieracza ludowych pieśni  śląskich. Nieodległa była  Częstochowa,  a  więc  ruch,  kulturowy  ferment.  Ten  wiejski nauczyciel  wiele podróżował,  miał  bogate  kontakty.  Bezpośrednio dotykał  też wielkiej  historii:  jako  tłumacz  przysięgły  pracował  przy komisji, ustalającej granice między Królestwem Polskim a Śląskiem.

W  wydanym  niedawno  przez  Pana,  a  tłumaczonym  przez  Lompę statucie cechu krawców zawarł on na wstępie taką informację: „Tłumaczenie przez  Józefa  Lompę,  mieszczanina  Woźnickiego,  tłumacza  przysięgłego i aktuariusza sądowego, członka korespondującego Cesarsko Królewskiego Towarzystwa  Gospodarczo-Rolniczego  w  Krakowie,  korespondującego Towarzystwa  Przyjaciół  Nauk  w  Wielkim  Księstwie  Poznańskim,  członka Towarzystwa  Rolniczego  w  Królestwie  Polskim,  Autora  i  wieszcza górnośląskiego”.  To  przyjęty  ówcześnie  obyczaj  czy  jednak  pewien  brak skromności?
No,  skromny  to  Lompa  nie  był.  Świadczy  o  tym  chociażby  fakt, że swoim dzieciom nadawał po kilka wyszukanych imion, przykładowo: Ernestina  Josephina  Catharina,  Gustaw  Eduard  Aegidius,  Teodor Ferdynand  Carl  Otokar  Adam;  na  chrzestnych  wybierał postaci znaczące.  Prześledziłem  kiedyś stosowne  zapisy  metrykalne;  piszę o tym w szkicach z dziejów Lubszy. A jeśli już wspominamy o dzieciach – przy takiej ich liczbie ileż Lompa musiał mieć potomków! Zwracali się do  mnie  ludzie,  z  różnych  stron  Polski  i  nie  tylko,  doszukujący  się rodzinnych związków ze „szkolnym z Lubszy”. Niektórym już czas i losy zniekształciły  nazwisko,  np.  na  Lompe,  choć w  tym  akurat  historia  się powtarza: pierwotne nazwisko Lompy też brzmiało inaczej: Lampa. Jego przodkowie  przybyli  na  Śląsk  prawdopodobnie  z  okolic  Królewca w Prusach Wschodnich. Jest taka fajna strona internetowa, prowadzona przez Częstochowskie Towarzystwo Genealogiczne, gdzie można o tym poczytać,  o  tych  poszukiwaniach  potomków  Lompy,  pełnych entuzjazmu. Jest dla mnie budujące, jak wielu młodych ludzi interesuje się tą postacią,  genealogią.  To  świetne  potwierdzenie,  że  Lompa ciekawi nadal i to bynajmniej nie tylko historyków.

Zapewne  Lompa  wpisałby  się  interesująco  w  aktualne,  często burzliwe  dyskusje  na  temat  śląskości.  Głosił  przecież:  „Musimy  świadomi być  tego,  żeśmy  Słowianie,  żeśmy  między  Słowianami  Polacy,  a  między Polakami – Ślązacy”. A także: „Ja iako Szlązak piszałem dla Szlęzaków” …
Lompa  ewoluował,  on  się tej  polskości  uczył.  Na  ogół podchodzono  do  niego  z  perspektywy  zbyt  nacjonalistycznej,  w  tym kanonie  działaczy  narodowych…  Nacjonalizm  polski  to na  Śląsku delikatne sprawy. Niewątpliwie Lompa stał się w pewnym momencie tym „budzicielem  polskości”,  ale  także,  w  pewnym  sensie,  dowartościował Ślązaków. Ludzi „stąd” i ich dorobek kulturowy.

Podsumowując:  w  sto  pięćdziesiąt  lat  po  śmierci  Lompy  nadal  nie wiemy o nim wszystkiego?
Nie wiemy. Myślę,  że Lompa jeszcze nie raz nas zaskoczy. Mam wielką nadzieję,  że  odnajdą się jeszcze  jakieś jego  prace,  tak oryginalne,  jak  i  tłumaczenia  czy  adaptacje,  wszak  bardzo  dużo  ich zaginęło.  Niektóre  zostały  zaczytane,  np.  jego  przekład  „Historyji o szlachetnej  i  pięknej  Meluzynie,  która  była  dziworodem  morskim i córką króla  Helmona”.  Takie  rzeczy  się ciągle  zdarzają;  weźmy chociażby niezwykłe odnalezienie spisanych przez Lompę dokumentów w remontowanym zwieńczeniu wieży kościelnej w Lubszy.

Można  spytać,  nad  czym  Pan  obecnie  pracuje?  Nie  byłabym zaskoczona, gdyby okazało się, że będzie to kolejna odsłona dorobku Józefa Lompy…
Właśnie  skierowałem  do  druku  broszurę  „Józef  Lompa.  Krótka historya  górnictwa  w  okolicy  Bytomia”.  To  materiał,  publikowany w odcinkach  w  „Dzienniku  Górnośląskim”,  którym  Lompa  na  tychże łamach zadebiutował. Szerzej dostępne były tylko fragmenty; faktycznie po raz pierwszy od XIX w. będzie to wydane osobno, będzie to można wziąć do ręki. Przymierzam się również do napisania większej publikacji, związanej z Józefem Lompą, ale mówić o tym może jeszcze nie pora.

Źródło: „Józef Lompa”,  Zeszyt 22,  Bytomska Biblioteka Pedagogiczna, styczeń-marzec 2013