Z cyklu „mieszkańcy Lubszy”: Dorota Osadnik i jej obrazy

DorotaOsadnik (28)14 września br., w Szkole Podstawowej w Lubszy odbył się w wernisaż wystawy haftu krzyżykowego pani Doroty Osadnik. Wystawę obejrzało wielu lubszan, reportaż o niej pojawił się w lokalnej prasie. Jeśli ktoś nie zdążył na wernisaż bądź chciałby przypomnieć sobie obrazy „malowane haftem”, prezentujemy sylwetkę autorki oraz zdjęcia niektórych prac z jej kolekcji.

Nie była to pierwsza wystawa 85-letniej lubszanki. Pierwsza odbyła się w Koszęcinie, w siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, następna w galerii „Secesja” w Tarnowskich Górach, mieszkańcy Lubszy zaś mogli oglądać obrazy przy okazji obchodów 70-lecia SP Lubsza w 2007 roku. Od tamtego czasu zbiory autorki wzbogaciły się o 41 nowych prac.

14092014 (64) (Kopiowanie)Pani Dorota (na zdj. z bratem Jerzym) mieszka w Lubszy od zawsze, w jednym z ceglanych domów otoczonych pięknym ogrodem. Kwiaty, to oprócz haftu krzyżykowego, jej druga wielka pasja. Dba o nie, przesadza, chroni przed zimnem cebulki ulubionych mieczyków, którymi latem, w czerwcu, pomaga zdobić lubszecki kościół. Otoczenie domu przypomina tajemniczy ogród, a artystycznego charakteru temu magicznemu miejscu dodaje OSA, czyli bratanica Anna Osadnik – znana w Tarnowskich Górach (i nie tylko) graficzka, malarka, rzeźbiarka i nauczycielka sztuki. Urządziła tutaj swą pracownię, a jej najbardziej znane prace (słynne gliniane głowy) napotkać można na każdym kroku.

Pani Dorota zajmuje mieszkanie na parterze domu. Z pozoru skromna i zdystansowana, po kilku minutach okazuje się bardzo otwartą i życzliwą panią domu. Pomimo pewnych drobnych niedomagań (porusza się o kuli), nie pozwala się wyręczać, oprowadza gości pokazując swoje obrazy i opowiadając wiele ciekawych anegdot i historyjek – jak ta o pieszej wędrówce z Psar do Lubszy w noc zaduszek. Dzięki opowieściom pani Osadnik dowiadujemy się też, jak zaczęła się jej przygoda z haftem krzyżykowym. A zaczęła się w 1972 roku, kiedy to nasza bohaterka dostała z Niemiec kompletny zestaw do wykonania obrazu, z płótnem, nićmi, instrukcją, przypisanymi kolorami i – co najważniejsze w tym typie rękodzieła – wzorem rozrysowanym na kwadraty, po 100 krzyżyków każdy (10 x 10).  Ponieważ pani Osadnik, jak wiele kobiet w tamtych latach, od młodości wyszywała, szydełkowała, robiła na drutach, słowem, parała się ręcznymi robótkami na co dzień, wykonanie obrazka haftem krzyżykowym poszło jej gładko (na zdj.). pierwszy obrazekWciąż jednak było jej mało, a podobne zestawy nie były wówczas tak dostępne jak dziś. Na szczęście na odwrocie obrazka z Niemiec widniały miniatury pozostałych wzorów z tego samego cyklu. Ponieważ były rozrysowane na kwadraty, choć w znacznie mniejszej skali, pani Dorota odtworzyła wzory na płótnach, i w ten sposób zgromadziła swą pierwszą kolekcję haftu krzyżykowego. Od tego czasu powstało wiele obrazów, tylko w domu autorki znajduje się ich ponad 100, a przez wszystkie te lata sporo prac podarowała przecież także rodzinie i znajomym.

Wykonanie jednego obrazka jest pracochłonne, ale – jak twierdzi bohaterka – pomaga wypełnić wolny czas, jakiego ma nadmiar, odkąd przeszła na emeryturę. Wykonanie dwóch kwadratów 10 x 10 krzyżyków każdy, wymaga poświęcenia ok. 1 godziny. Kwadratowy obrazek wielkości 15 x 15 cm złożony jest z ok. 70 takich kwadratów, więc potrzeba 30 godzin, aby cały wzór wypełnić haftem. Potem obraz należy profesjonalnie oprawić. Chociaż prace powstają na bazie gotowych wzorów, trzeba nie lada zmysłu artystycznego i wyczucia koloru, aby motywy na obrazkach wyglądały naturalnie, a kolory pasowały do siebie. Często jest to najtrudniejszy etap pracy, kończący się nieraz  spruciem całego kawałka haftu, jeśli kolor okaże się np. zbyt jaskrawy. Czasem jeden krzyżyk wykonany niewłaściwym kolorem lub minimalnie przesunięty, zmusza do zniszczenia wyszytego wcześniej kawałka.

Ale i tak obecnie znacznie łatwiej mieć takie hobby niż w czasach, gdy pani Dorota zaczynała. Kanwa, czyli płótno służące za podstawę obrazka, mulina, tzn. nić, której używa się do wyszywania, czy rozrysowane wzory – trzeba było „zdobywać”, bo nie dało się ich kupić w sklepie czy kiosku, jak dziś. Jednak pani Osadnik miała na to swoje sposoby. Odpowiednie nici odzyskiwała z czyściwa, czyli zbędnych kawałków materiału i szmatek, w Zakładzie Kolei Liniowych w Tarnowskich Górach, gdzie wcześniej przez 11 lat pracowała jako operatorka dźwigni trakcyjnych. Natomiast odpowiedniej grubości i faktury kanwę zdobywała w hucie w Miasteczku Śląskim.

Następna praca pani Doroty, również na kolei, ale tym razem na posadzie dróżniczki przejazdowej w Psarach, sprzyjała uprawianiu hafciarskiej pasji. Godziny spędzone w oczekiwaniu na przejazd kolejnego składu, można było poświęcić wyszywaniu nowych obrazów. Powstawały całe serie tematyczne: kwiaty, pory roku, pejzaże zimowe (ulubione!), zwierzęta czy też misterne i trudne – bo wykonane w kolorach sepii – najpiękniejsze miejsca w Polsce.

Marzeniem pani Osadnik jest teraz wykonanie obrazu przedstawiającego kościół św. Jakuba Apostoła Starszego w Lubszy. Trzeba tylko wybrać odpowiednie zdjęcie i znaleźć osobę, która przerobi je w programie graficznym na siatkę krzyżyków. Ale wobec dawnych problemów ze zdobywaniem nici czy płótna, to tylko drobna przeszkoda. Miejmy nadzieję, że obraz uda się dokończyć na finał obchodów jubileuszu 700-lecia Lubszy. Byłaby to przepiękna pamiątka tego wyjątkowego roku.

Zdjęcia obrazów udostępnione dzięki uprzejmości Anny Osadnik
Fot. z wernisażu: AK, E.A.K. Kita